„Jadzia” to komedia sportowa zrealizowana przez Mieczysława Krawicza w 1936 roku. W tytułowej roli wystąpiła Jadwiga Smosarska, gwiazda filmowa nazywana wówczas królową polskiego ekranu, która zaczynała karierę jako amantka w melodramatach i filmach patriotycznych, jednak po pojawieniu się kina dźwiękowego kilkakrotnie spróbowała sił w komediach muzycznych. Partnerował jej jeden z najpopularniejszych amantów, Aleksander Żabczyński, uwielbiany przez publiczność w rolach śpiewanych . Smosarska i Żabczyński wcielili się w role dwóch konkurujących ze sobą producentów sprzętu sportowego: Jadzia Maliczówna jest córką właściciela małego, ale cieszącego się ogromną popularnością sklepiku z przyborami sportowymi, zaś Jan Oksza to syn prezeski największego salonu sportowego w Warszawie. Łatwo zgadnąć, że między tą dwójką zrodzi się coś więcej, niż tylko konkurencja zawodowa. Poza główną parą bohaterów w filmie pojawiają się także dwie pary komiczne: Mieczysława Ćwiklińska i Michał Znicz w rolach prezeski i dyrektora firmy Oksza, oraz Janina Janecka i Stanisław Sielański w rolach gosposi Maliczów i pracownika ich warsztatu.
Poza intrygą miłosną i wątkami komediowymi na pierwszy plan wysuwa się sport. Akcja filmu zaczyna się od meczu tenisowego. Sceny te kręcone były na kortach klubu sportowego Legia. Później akcja toczy się częściowo na kortach warszawskiego Lawn Tennis Clubu. W filmie jest też wspaniała scena zrealizowana nad Wisłą. Widać w niej, jak blisko rzeki znajdowała się ówczesna Warszawa: zarówno Wisła, jak i jej brzeg są pełne kajakarzy, wioślarzy, miłośników motorówek, pływaków, czy po prostu plażowiczów. Ciekawe są także wnętrza sklepów. O ile lokal Maliczów to tylko mały, mieszczący się w podwórku sklepik, o tyle lokal Okszy to wielki sklep w centrum miasta. Wprawdzie była to tylko scenografia zbudowana na potrzeby filmu, jednak doskonale pokazuje, jak w tamtych czasach wyobrażano sobie idealny luksusowy salon sportowy.
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób...
Jedną z bohaterek filmu jest Jadzia Jędruszewska, mistrzyni tenisa, o której względy (zawodowe) zabiegają oboje główni bohaterowie starający się, by to właśnie ich rakietami grała podczas swoich meczów. Nazwisko tej postaci nie jest przypadkowe. Była to wyraźna aluzja do autentycznej tenisistki Jadwigi Jędrzejowskiej, wielokrotnej mistrzyni Polski. W 1936 roku, kiedy realizowano film, była ona sportową gwiazdą pierwszej wielkości, więc nawiązanie do jej postaci z pewnością było oczywiste dla wszystkich widzów. Co ciekawe w początkowej scenie meczu tenisowego, rywalką Jędruszewskiej (którą grała aktorka Wanda Zawiszanka) jest Morawska. Tę epizodyczną rolę zagrała Zofia Jędrzejowska, siostra Jadwigi Jędrzejowskiej, także tenisistka.
W jednej ze scen w „Jadzi” widzimy, jak pracownik sklepu Okszy czyta gazetę. Jeśli dobrze się przyjrzeć, można dostrzec, że jest to „Przegląd sportowy”. Na jego okładce widnieje fotografia Jadwigi Jędrzejowskiej i wielki nagłówek „Anglia podziwia Jędrzejowską”. W trakcie zdjęć do filmu Jędrzejowska brała udział w rozgrywkach Wimbledonu, w których doszła do półfinału.
Zakazany owoc
Poza filmem „Jadzia” istniał jeszcze jeden nieoczywisty i dziś już zapomniany związek pomiędzy polskim kinem a tenisem. Sport ten w pewnym momencie stał się bardzo popularny w dużych miastach wśród rozmiłowanej w kinie młodzieży, zwłaszcza męskiej. W tamtych czasach dorośli mężczyźni chodzili wyłącznie w długich spodniach. Krótkie spodenki zarezerwowane były dla dzieci. Były to czasy, kiedy na co dzień obowiązywały mundurki szkolne. Uczniowie byli zobowiązani do ich noszenia także poza szkołą. Niestety mundurki dla chłopców miały… krótkie spodenki. Pójście do kina w krótkich spodenkach było jakby ostentacyjnym afiszowaniem się ze swoją niepełnoletnością, co przekreślało szanse na obejrzenie filmu dla dorosłych. Z drugiej strony istniało ryzyko, że nauczyciel lub ktoś z pracowników szkoły przyłapie ucznia bez mundurka – a takie złamanie regulaminu szkoły mogło wiązać się z poważnymi konsekwencjami. Jedyną okolicznością zwalniającą z noszenia mundurka było noszenie stroju sportowego, co jednak nie rozwiązywało problemu, bo wszystkie stroje sportowe również miały krótkie spodenki. Wszystkie… z wyjątkiem stroju do tenisa, w który grało się w długich białych spodniach. Były to więc jedyne długie spodnie, w których chłopcy mogli legalnie chodzi po ulicy, iść do kina i „udawać” dorosłych. Właśnie dlatego młodzi kinomani byli, przynajmniej dla pozoru, zapalonymi tenisistami.
Jadzia na cyfrowo
Dziś możemy obejrzeć „Jadzię” w wersji niemal całkowicie kompletnej, jednak przez kilkadziesiąt lat znana była jedynie w mocno wybrakowanej postaci. W zbiorach FINA zachowały się cztery niepełne kopie tego filmu. Pierwsza, która trafiła do naszych zbiorów z Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej to ta, która znana była publiczności po wojnie. Dwie kolejne to tylko krótkie fragmenty, które przez dziesięciolecia nie były pokazywane. Czwarta, najpełniejsza, trafiła do naszych zbiorów w 1974 roku, jednak stan jej zachowania uniemożliwiał jej wyświetlanie, a nawet skopiowanie tradycyjnymi metodami. Dopiero dzięki technologiom cyfrowym możliwe było wykorzystanie wszystkich tych materiałów i złożenie ich w jedną, jak najpełniejszą wersję. „Jadzia” została zrekonstruowana i odrestaurowana cyfrowo w ramach projektu Nitrofilm w 2014 roku. Efekt prac jest imponujący: film udało się uzupełnić o ok. 13 minut nieznanych wcześniej scen. Obecnie jest on prawie kompletny, brakuje tylko krótkich, kilkuklatkowych fragmentów w obrębie poszczególnych ujęć, jednak fabuła filmu jest właściwie prawie pełna. Dzięki sięgnięciu do najstarszych zachowanych taśm, możliwe było zeskanowanie obrazu w dużo lepszej jakości niż w dostępnych wcześniej kopiach. W jedynej kopii pokazowej, jaka znana była po wojnie, obraz był dużo mniej wyraźny, przez co nie było widać wielu szczegółów. Dopiero w nowej, cyfrowo odrestaurowanej wersji możliwe było m.in. odczytanie wspomnianego artykułu z gazety przeglądanej przez pracownika sklepu.
Podczas prac restauratorskich na materiale filmowym pracuje się klatka po klatce. Dokładne przyjrzenie się każdej klatce z osobna nieraz przynosi niespodziewane odkrycia. W przypadku „Jadzi” w scenie, kiedy robotnicy niosą skrzynię z manekinem, na ostatnich klatkach jednego z ujęć udało się dostrzec… asystenta operatora z klapsem w rękach. To oczywisty błąd montażowy – ujęcie powinno zostać ucięte o kilka klatek wcześniej. Takie drobne niedociągnięcia dziś są dla nas wielką ciekawostką, która w pewien sposób świadczy o ówczesnym podejściu do pracy nad filmem. Dzięki błędom możemy próbować wywnioskować, do czego przykładano wówczas dużą wagę, a na co czasem przymykano oko. Niewycięcie klapsera na początku lub na końcu ujęcia zdarzyło się także w kilku innych filmach z tego okresu, np. w „Młodym lesie” czy „Dwóch Joasiach”. Przeanalizowanie takich błędów może w przyszłości stać się bardzo ciekawym polem do badań. Warto więc dokładnie przyglądać się naszym międzywojennym produkcjom filmowym – kryją one wiele niespodzianek, które wciąż czekają na odkrycie.