Stanisław Tym nie żyje

Stanisław Tym nie żyje

Stanisłąw Tym rejs-1920
Stanisław Tym na planie filmu „Rejs”, fot. Jerzy Troszczyński, prawa: Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny, źródło: Fototeka FINA
Człowiek wielu okołofilmowych profesji – aktor, reżyser, dramaturg, scenarzysta, satyryk, rysownik, felietonista – zmarł w wieku 87 lat

Z ogromnym smutkiem przyjęliśmy wiadomość o śmierci Stanisława Tyma – reżysera, aktora, satyryka, dramaturga, felietonisty, twórcy, który, jak powtarzał, pracuje dla rzeczy ulotnej, choć niezmiernie trudnej do uzyskania: dla śmiechu publiczności. Bez niego, jak mówił, klęska komedii jest dotkliwa. Jego ikoniczne filmowe role – kaowca w „Rejsie” (1969) Marka Piwowskiego i prezesa Ochódzkiego w „Misiu” (1980) Stanisława Barei – wywołują śmiech u kolejnych pokoleń widzów

Dzieciństwo urodzonego w 1937 roku („w lipcu, znaczy w połowie lipca, w drugiej połowie lipca właściwie, dokładnie 17-go”) przyszłego kabareciarza było typowe dla warszawiaka tego pokolenia: okupacja, powstanie (przeżyte w piwnicy), obóz w Pruszkowie, wywózka i powrót do stolicy (1946). Maturę zdał jako 15-latek i zaczął swoje pierwsze – chemia na politechnice – ale nie ostatnie studia: potem jest technologia rolnictwa, socjologia, studium nauczycielskie, znowu chemia. Wreszcie, za radą kolegi, zdał (skądinąd korepetycji udzielał mu studiujący już tam Roman Wilhelmi) do warszawskiej PWST. Na egzaminatorach wrażenie zrobiła jego głęboka interpretacja „Śmierci braciszka” Gałczyńskiego – w rzeczywistości wiersza nauczył się kwadrans wcześniej, zamknięte oczy pomagały zatrzymać go w pamięci. Po dwóch latach wyrzucony za brak postępów: opiekun roku, Jan Świderski, uznał, że nie nadaje się na aktora – po latach przyznał profesorowi rację (choć zdał egzamin eksternistyczny).

Współpraca z warszawskimi scenami

„Mam za to za sobą dwa wyjątkowe wyższe zakłady naukowe – to Jerzy Dobrowolski i Studencki Teatr Satyryków”. Do legendarnego, zaangażowanego społecznie STS-u trafił w 1960 roku, debiutując w sztuce Agnieszki Osieckiej i Andrzeja Jareckiego „Oskarżeni”: występował w otwierającym ją skeczu o mężczyźnie, który wynosi się z miasta do lasu (sam zrobi to w roku 1976, tyle, że, zamiast szałasu w lesie, wybuduje sobie dom na suwalskiej wsi). W pierwszym okresie występował jako aktor, by z czasem stać się jednym z głównych STS-owych autorów (m.in. przebojowego „Kochany panie Ionesco”) i reżyserów (w sezonie 1963/64 dyrektor). Nawiązał też współpracę z innymi scenami warszawskimi, pisywał dla telewizyjnej redakcji rozrywki, wreszcie – dla kabaretów: Lopek, Dudek (słynny skecz „Ucz się Jasiu albo wężykiem, wężykiem”), Owca.

Na statku w „Rejsie”

Zaczął też karierę filmową: debiutancki epizod w „Café »Po Minogą« (1959) Bronisława Broka wart wzmianki nie tyle z powodu rólki jednego z powstańców, co zdjęcia z planu, na którym Tym, w otoczeniu obsady, nalewa zupę Adolfowi Dymszy, a (proroczy) podpis na dole brzmi: „Takiego nagromadzenia najlepszych aktorów komediowych jeszcze nie było”. Zanim zagrał główną rolę w „Rejsie”, pojawił się (ale jego nazwisko w czołówce nie zawsze) w kolejnych epizodach, m.in. w „Nikt nie woła” (1960) Kazimierza Kutza, „Jutro premiera” (1962) Janusza Morgensterna, „Pingwinie” (1964) Jerzego Stefana Stawińskiego.

Na statek w „Rejsie” (1970) wszedł nie tyle na gapę, co z biletem przeznaczonym pierwotnie dla Kobieli (zmarł przed rozpoczęciem zdjęć). Piwowski znał go z STS-u i programów telewizyjnych Jerzego Gruzy „Poznajmy się” i „Małżeństwo doskonałe”, wykorzystujących technikę ukrytej kamery, w których prowokował różne zachowania spotykanych ludzi. Reżyser był świadomy, że to inny typ komiczny niż Bobek, który „grał dużo ciałem, choreografią, miał swoiste ruchy. Byłby zatem bardziej widowiskowy. Tym operował głównie słowem. Był najlepszy w improwizacjach, gdy, przyciśnięty do muru, musiał odpowiadać na dziwne pytania”.

Upodobanie do żartów słownych, wrażliwość na język, jego okaleczanie, zostały mu do końca życia, tak jak świadomość wyjątkowości przedsięwzięcia, w jakim wtedy wziął udział: „Piwowski odwzorował PRL z okrucieństwem rzadko spotykanym, dał syntezę PRL-u, tej otaczającej nas wszystkich bredni – w której głupota, arogancja, niewiedza i pogarda dla człowieka były w najwyższej cenie”. Jako odtwórca głównej roli brał udział w spotkaniach z tzw. aktywem robotniczym – władza, by mieć ewentualny pretekst do posłania filmu na półki, zapewniała sobie argument w postaci „słusznego oburzenia polskiej klasy robotniczej”, którą „Rejs” jakoby obrażał. Podczas jednego z nich, jak wspominał, „aktyw palił papierosy i krytykował. Że wykoślawiamy rzeczywistość, że nic z niej nie rozumiemy. Wtedy mówię: »Czy państwo coś tu widzą?«. Ktoś odpowiedział, że nie, i dalej, że wykoślawiamy, że nic nie rozumiemy. Wtedy mówię: »Tu wszędzie jest napisane, że nie wolno palić, a wy palicie«. »Ale nam pozwolono«. »I właśnie o tym jest ten film – że są tacy, którym pozwolono i tacy, którym nie.«”. Spotkanie, zaplanowane na półtorej godziny, skończyło się po niecałym kwadransie. Jego późniejszy komentarz: „Z biegiem lat coraz bardziej przekonuję się do faktu, że wszelkie ustroje mają znaczenie trzeciorzędne. Ludzie, bez względu na polityczne systemy, pozostają tacy sami. Zależy im na wzmocnieniu władzy, obsadzaniu stanowisk, doraźnych korzyściach”.

„Miś” i „Ryś”

„Doktorat robiłem u Barei”. A trafił do niego dzięki wcześniejszemu mentorowi, Jerzemu Dobrowolskiemu: o ile w „Rejsie”, zaraz po zaokrętowaniu, ich drogi się rozeszły, o tyle w życiu schodziły się wielokrotnie w kabarecie Owca czy radiowym „Decybelu”. Łączyła ich praca, przyjaźń, krytyczne spojrzenie na rzeczywistość, wyczucie absurdu i ów słuch językowy – podobne cechy charakteryzowały i Bareję. Poznał go na planie „Poszukiwany, poszukiwana” (1972), gdzie wpadł, by zabrać Dobrowolskiego, grającego tu „z zawodu dyrektora”. Ten, by przyjacielowi zwróciła się chociaż benzyna, poprosił reżysera, by dał mu jakąś rólkę. W efekcie zadebiutował u Barei nie tyle Tym, co jego ręka przybijająca pieczątkę na kopercie…

W „Nie ma róży bez ognia” (1974) na ekranie widać już pozostałe części ciała niejakiego Zenka, Tym napisał również dialogi. W „Brunecie wieczorową porą” (1976) pojawił się tylko w postaci głosu lakiernika Lutka, za to w czołówce już współscenarzysta (w tej roli zastąpił Jacka Fedorowicza), tyle że pod pseudonimem Andrzej Kill, będącego efektem konfliktu między twórcami (według Tyma tekst był niedopracowany). Szczęśliwie krótkotrwałego (satyryk zagrał też w „Niespotykanie spokojnym człowieku”, mniej „barejowym” filmie z 1975 roku) i niebawem ów twórczy duet zrobi najbardziej drapieżne komedie Barei: zmasakrowane przez cenzurę „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” (1977) i kultowego „Misia”, gdzie – podobnie jak w „Rejsie” absurdalność i chaos świata odbijają się w luźnej konstrukcji scenariusza i języku bohaterów. Postaci zdeprawowanych prominentów wykreowanych tam (w duecie z Krzysztofem Kowalewskim) przez Tyma – Dudała, a zwłaszcza prezes Ochódzki – to swoiści krewni kaowca, tyle że starsi i, świadomi gwarantowanej przez system bezkarności, śmielej korzystający ze swej władzy.

Tak jak filmowi decydenci, którzy nie ułatwiali pracy (i życia) Barei, przypłacającemu zdrowiem kolejne kolaudacje. „On miał serce do walki. Był wspaniałym mężczyzną: odważnym, mądrym”. Wiosną 1987 roku mieli na wsi pisać nowy scenariusz, ale plany niweczy nagła śmierć reżysera. Tym napisał sam i tak powstają „Rozmowy kontrolowane” (1991) w reżyserii Sylwestra Chęcińskiego, comeback prezesa Ochódzkiego i to, zważywszy finał filmu, spektakularny. Nawiązująca do „Eroiki” (1958) Andrzeja Munka historia prominenta, który, przypadkowo, staje się bohaterem solidarnościowego podziemia, to okazja do pokazania stanu wojennego od humorystycznej strony, ale też – bo nie oszczędza ani „naszych”, ani „onych” – swoisty komentarz do początków III RP. Dzięki niej Tym nie tylko dostał nagrodę za scenariusz na FPFF w Gdyni, ale i szansę, by poczuć, jak to jest być kobietą (jak się okazuje, niełatwo, zwłaszcza na obcasach).

Po latach „Rysiem” (2007) raz jeszcze wrócił do Ochódzkiego, próbującego odnaleźć się już w kapitalizmie, debiutując przy tym jako samodzielny reżyser filmowy (choć wcześniej wielokrotnie reżyserował na scenie i w Teatrze Tv, m.in. swoje słynne „Rozmowy przy wycinaniu lasu”). O debiucie powiedział potem, że „był nieudanym filmem, ale troszkę wieszczącym dzisiejszą Polskę”. Rzeczywiście, na ekranie króluje cwaniactwo, brudne interesy prowadzone pod filantropijną przykrywką, a współcześni politycy niepokojąco przypominają dawnych prominentów. Niezależnie od swoich słabości, „Ryś” pozostał świadectwem sympatii i szacunku, jaką cieszył się jego autor, bo na planie nie tylko wieloletni przyjaciele, jak Zofia Merle czy Marek Piwowski, ale plejada aktorów i kabareciarzy kilku pokoleń, od Krystyny Feldman po Borysa Szyca, od Janusza Rewińskiego po Kabaret Mumio. U jakiego innego reżysera Grażyna Szapołowska, Beata Tyszkiewicz czy Krystyna Janda tak ochoczo zagrałyby sprzątaczki?

Sufler Wajdy

„Tym to taki gość, co sam sobie dom zbudował, jak czegoś potrzebuje, to sam sobie wystruga i napisze, i zagra, i wyreżyseruje” – mówił o nim Marek Kondrat. Aktor, reżyser, dramaturg, satyryk, rysownik, sufler (to on podpowiedział Andrzejowi Wajdzie pierwsze zdanie oscarowej przemowy o mówieniu po polsku) ale przede wszystkim, jak podkreślał, człowiek piszący. Od lat 70. felietonista, w swoich, docenionych m.in. Nagrodą Kisiela, tekstach (felietony i rysunki z lat 1972-2014 zebrane w tomie „Pies czyli Kot”, wcześniej „Mamuta tu mam. Utwory zebrane spod łóżka”), uważnie przyglądał się rzeczywistości, choć, z życzliwością, bo, jak podkreślał, przywołując Boya, „im dłużej żyję na świecie, tym bardziej inteligencja i dowcip bez dobroci wydają mi się niesympatyczne i niezajmujące”.

Tej dobroci, inteligencji i dowcipu Stanisława Tyma będzie nam bardzo brakowało.

zobacz także

Fundusze Europejskie Logotyp: Na granatowym tle częściowo widoczne trzy gwiazdki żółta, biała i czerwona obok napis European, funds digital of Poland. biało-czerwona flaga polska obok napis Rzeczpospolita Polska Logotyp z lewej strony napis Unia Europejska Logotyp. Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego. po prawej strony na granatowym tle 12 żółtych gwiazdek tworzących okrąg flaga Unii Europejskiej