Ostatni etap Wandy Jakubowskiej właściwie już od momentu premiery w marcu 1948 roku stał się dla polskiego kina filmem legendą. W drugiej połowie lat 40. XX wieku powojenna kinematografia z trudem tworzyła swoje zaplecze realizacyjne, a urzędnicy z działu programowego oglądali pod lupą wszystkie projekty scenariuszowe w obawie przed ich niepożądaną wymową polityczną. Jakubowska zdawała się jednak być ponad te ograniczenia. Zwłaszcza że miała w ręku niepodważalne argumenty: jej przyszły film o masowej eksterminacji w obozie koncentracyjnym poruszał się w obrębie spraw, które ówczesny widz znał, bo były one częścią narodowego doświadczenia II wojny światowej. Poza tym na realizację Ostatniego etapu dostała błogosławieństwo z Moskwy, co właściwie zamykało usta krytykom w kraju, wśród których był m.in. sam Aleksander Ford, ówczesny dyrektor naczelny przedsiębiorstwa Film Polski.
Ostatni etap miał się stać pierwszą filmową opowieścią o dramacie ludzi zamkniętych w obozie, co od razu determinowało zainteresowanie całego świata, który dopiero zaczynał przepracowywać traumę II wojny światowej. Jakubowska jak nikt inny była predestynowana, by wyreżyserować taki film. Sama była więźniarką obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Kręcąc Ostatni etap, chciała nie tylko powiedzieć światu prawdę o Auschwitz, lecz przede wszystkim wyzwolić się z osobistego koszmaru, jakim był dla na niej pobyt w obozie.





Fotosy do filmu Ostatni etap / Autor: Wojciech Urbanowicz / Źródło: Filmoteka Narodowa - Instytut Audiowizualny
Zobacz więcej zdjęć na: FOTOTEKA
Reżyserka była w czasie wojny działaczką Robotniczej Partii Polskich Socjalistów. Zajęła się polityką i działalnością w konspiracji właściwie tylko dlatego, że nie mogła w tym czasie kręcić filmów. Wkrótce została aresztowana, lecz to nie jej konspiracyjna działalność była powodem wpadki. Reżyserka miała na Żoliborzu działkę, a nieopodal ktoś zorganizował skład broni. Niemcy, gdy odkryli broń, aresztowali wszystkich z okolicy. Jakubowska trafiła najpierw na Pawiak, a po kilku miesiącach do obozu Auschwitz. „Chęci zrobienia tego filmu – opowiadała w 1998 roku Alinie Madej w wywiadzie dla „Kina” – zawdzięczam prawdopodobnie fakt, że w ogóle żyję. Chęć ta bowiem uchroniła mnie od przeżywania Oświęcimia subiektywnie, pozwoliła brać wszystko, co mnie otaczało, jako szczególny rodzaj dokumentacji”.
Po wyjściu z obozu, wraz z końcem wojny, Jakubowska znalazła się w Berlinie w towarzystwie Gerdy Schneider, która doskonale znała warunki obozowe, ponieważ trafiła do Auschwitz w jednym z pierwszych transportów. Razem opracowały główne wątki i przebieg fabuły, zawierającej wydarzenia, które same przeżyły albo o których słyszały. Pierwsza wersja tekstu była bardzo drastyczna. Reżyserka miała świadomość, że naturalistyczne obrazy mogą być ponad wytrzymałość ówczesnego widza. Dlatego po powrocie do Polski we wrześniu 1945 roku usunęła najbardziej makabryczne opisy, uzupełniła pomysł o nowe szczegóły i nadała mu kształt klasycznego scenariusza filmowego o roboczym tytule Oświęcim. Jego głównym motywem była heroizacja bohaterów, co znalazło później wyraz w ostatecznej wersji filmu.
Ostatni etap kręcono na terenie obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. O autentyzm dbano do tego stopnia, że aktorki nosiły prawdziwe pasiaki z czasu wojny, a w epizodycznych rolach i jako statyści pojawili się niemieccy jeńcy (praktykowano to już przy Zakazanych piosenkach). Zdarzały się momenty, gdy doświadczenia tych, którzy przeszli przez obóz i teraz grali w filmie Jakubowskiej, w dramatyczny sposób dochodziły do głosu. „Nie zapomnę pewnej ogromnej sceny (…) wymarszu do jakiejś roboty – wspomniała w książce Prywatna historia kina polskiego Maria Kaniewska, która zagrała rolę jednej ze strażniczek. – Bardzo dużo więźniarek, a my, grające esesmanki, pilnowałyśmy ich, żeby wyszły tak, jak były ustawione. W autentycznym obozie było tak, że jeżeli ktoś esesmance nie odpowiadał, to wiadomo było, że przerzucano go przez rów na drugą stronę i że szedł potem do gazu. I dlatego te prawdziwe więźniarki zszywały się, żeby wyjść poza obręb obozu bardzo dokładnie i równo. I w pewnej chwili zobaczyłam, że któraś z tych statystek zaczyna łamać szyk. Zaczęłam ją szarpać. Usłyszałam wtedy tragiczny krzyk: »Tylko nie go gazu!«”.
Film był gotowy na początku lutego 1948 roku. Kolaudacji dokonali osobiście członkowie Biura Politycznego. Niezwykłym walorem Ostatniego etapu pozostaje do dziś zgrzebność i dokumentalna faktura. Zainteresowanie świata było tym większe, że Ostatni etap oprócz rangi tematyki, którą podejmował, nosił walor prawdziwego dzieła sztuki, zadającego pytania o istotę zła drzemiącego w człowieku. Jeszcze przed oficjalną premierą pokazywano go na forum ONZ. W kolejnych latach film Jakubowskiej stał się koniecznym punktem odniesienia dla filmowców, którzy dotykali tematyki obozowej.
Gdy Steven Spielberg realizował w 1993 roku Listę Schindlera, zaczęto na nowo oglądać i dyskutować Ostatni etap. Jakubowska poleciała m.in. na festiwal w Telluride, gdzie odbył się pokaz specjalny jej dzieła. „To drugie życie mojego filmu sprawia mi masę przyjemności i satysfakcji – komentowała w książce Debiuty polskiego kina. – W tej Tellurydzie ludzie zatrzymywali mnie na ulicy, wręczali jakieś prezenty. Ogromnie mnie wzruszały takie dowody sympatii. Nie wiem, skąd się to wszystko wzięło. Może ci młodzi Amerykanie tęsknią do filmu »o ludzkiej twarzy«, filmu z przesłaniem? A może odczuwają jakiś podświadomy niepokój?”.
Oprac. Piotr Śmiałowski
Plakat do filmu Ostatni etap / Źródło: Filmoteka Narodowa - Instytut Audiowizualny / Autor: Tadeusz Trepkowski
Zobacz więcej plakatów na GAPLA