„Wściekły byk”, reż. Martin Scorsese, 129 min, 1980, USA
„«Gwiezdne wojny» pożarły serce i duszę Hollywood, otwierając wrota dla wysokobudżetowych filmowych komiksów” – powiedział Paul Schrader, scenarzysta, autor m.in. „Taksówkarza” i „Wściekłego byka”, największych filmów Martina Scorsesego. Kosmiczna zabawa George’a Lucasa z 1977 r. to początek końca pewnej epoki. Trzy lata późniejszego „Wściekłego byka” – opowieść o bokserze w drodze z Bronxu na szczyt i ze szczytu na dno – można uznać za ostatni obraz hollywoodzkiej nowej fali. Później nadciągnął Reagan i łatwe kino dla dorosłych dzieci.
Tutaj jeszcze – na czarno-białej taśmie – można zobaczyć wszystko, co najlepsze. Człowieczeństwo zamiast papierowych postaci. Moralną ambiwalencję zamiast happy endu. „You fuck my wife?” – pytanie, jakie brat zadaje bratu, jest wołaniem o ratunek przed przemocą, samotnością, zapomnieniem.
„Dla filmu warto umierać” – powiedział Robert De Niro. Wspólnie ze Scorsesem zrobili dziesięć filmów, które dały im nieśmiertelność. We „Wściekłym byku” ich artystyczna alchemia wytworzyła dzieło doskonałe.
Maciej Jarkowiec